Kochani dojechałam. Nawet już czwarty tydzień mija jak jestem w Gisenyi, w 30-tysięcznym miasteczku na wschodzie Rwandy, tuż przy samej granicy z Kongiem.
Tyle się dzieję, że ciężko czas
znaleźć by usiąść i w końcu do Was napisać. Inną sprawą jest, że często nie ma
tu prądu, zwłaszcza w rozsądnych godzinach – czyli gdy nie śpię lub jestem w
szkole.
Jak tu jest? Zielono i kolorowo
jednocześnie. I górzyście. Zielono, bo stereotyp o pustynnej, suchej Afryce
trzeba odłożyć na bok, gdy chcecie wyobrazić sobie jak wygląda Rwanda. Wszędzie
albo rosną drzewa albo ziemia jest uprawiana. A uprawiają tu choćby bananowce,
herbatę, kapustę, ziemniaki i wiele innych warzyw i owoców.
Kolorowo, bo wiele
drzew cudownie kolorowo kwitnie. A barwy są bardzo soczyste. Czerwień kwiatów
na drzewie Flame of forest jest karmazynowa, a kwiaty na drzewie Umuko ceglasto
– czerwone, na Jacarandzie z kolei fioletowe.
Ma wysokość 3470m npm. i
pierwszy raz zobaczyłam go podczas sobotniego różańca z naszymi uczennicami,
gdy dreptaliśmy wokół dziedzińca szkoły. Z jego wnętrza stale wydobywa się dym,
a w nocy można zobaczyć czerwoną łunę w okolicach krateru. I to dzięki niemu
ziemia po pierwsze jest tu czarna (nie czerwona jak w innych częściach Rwandy),
a po drugie bardzo urodzajna. Niektórzy sobie tu żartują: „nie leż za długo na
ziemi bo zakiełkujesz”.
O jeziorze Kivu, nad którym leży miasto napiszę Wam w
osobnym liście, bo jest o czym pisać. Pozdrawiam Was wszystkich bardzo gorąco J